sobota, 2 czerwca 2018

Nauki Duchowe - Dusza - Duch - Bóg

Cielesna duchowość czy duchowy materializm 

Wiara w niezależne istnienie ciała i duszy człowieka to raczej spuścizna perskiej lub greckiej filozofii, zaadaptowanej przez chrześcijaństwo, niźli dokładny przekaz zawarty w Biblii. Dusza ludzka jest nieśmiertelna” – większość polskich katolików i innych chrześcijan uczyła się tego zdania jako jednej z katechizmowych „Prawd wiary”. W połączeniu z empirycznie obserwowanym i niezaprzeczalnym faktem, że ciało ludzkie umiera, katechizmowa formuła sugeruje, że ludzkie dusza i ciało są różnymi rzeczywistościami, dającymi się oddzielić od siebie częściami człowieka. Pobożna literatura czy kaznodziejstwo dość często posługuje się językiem sugerującym, że ludzkie dusze mogą istnieć i działać niezależnie od ciała fizycznego: to dusze zmarłych przebywają w czyśćcu czy zaświatach, dusze wznoszą się do Boga i Go po śmierci oglądają, to przede wszystkim o swoją duszę chrześcijanin powinien się troszczyć. Może się zatem wydawać, iż chrześcijaństwo zakłada psychofizyczny dualizm, podobnie zresztą jak islam i judaizm oraz wiele tradycji duchowych Wschodu, w tym śiwaizm, śaktyzm, taoizm, smartyzm czy wisznuizm.

Duchowe Nauki, Duchowa Wiedza, Duchowa Mądrość

Dualizm ciała i duszy jest jednak na Zachodzie dziedzictwem raczej pewnej tradycji filozoficznej (która swe korzenie ma w starożytnej Grecji) niż samych chrześcijańskich źródeł. W tradycji biblijnego Izraela słowa, które oddajemy polskim „dusza” (nefesz, neszama), nie oznaczały oddzielnego elementu, lecz raczej pewien aspekt ludzkiego istnienia – to, że jest ono żywe. Są w Biblii fragmenty, w których, wydaje się nawet, „dusza” i „życie” stają się synonimami (np. Ps 74, 19: „Nie wydawaj na zatracenie duszy Twej synogarlicy; o życiu Twych ubogich nie zapominaj na wieki!”). Od strony subiektywnej „dusza” może też oznaczać podmiotowe „ja”, centrum samoświadomości czy też całą samoświadomość (obejmującą wrażenia zmysłowe, uczucia, emocje, pojęcia intelektualne, intuicję religijną).

Ciało duchowe

Podobne wnioski nasuwają się przy lekturze pism Nowego Testamentu. Nie ma w składających się nań tekstach żadnego fragmentu, który wprowadzałby „dualistyczną” antropologię, dzielącą człowieka na dwa oddzielne elementy, co może wskazywać, że duchowość chrześcijańska bliższa jest indyjskiej adwaita wedanty niźli się wydaje. Nawet święty Paweł apostoł, który głosił Ewangelię Grekom – czyli w kulturze, w której dualizm był silnie obecny – sam nie rozdzielał duszy i ciała. Znamienny jest tu jego Pierwszy List do Koryntian – chyba najbardziej greckiego z kościołów czy zborów, które założył. Koryntianie, będący pod wpływem dość negatywnej wizji cielesności, poszukują odpowiedzi na pytanie o to, w jakiej postaci człowiek zmartwychwstanie. Odpowiadając im apostoł Paweł określa człowieka parą terminów: soma psychikon – soma pneumatikon. Termin pierwszy najlepiej przetłumaczyć jako „ciało obdarzone duszą/psychiką” lub ciało psychiczne, ten drugi można oddać formułą: „ciało duchowe”.


Apostoł Paweł poucza Koryntian, że w obecnej naszej kondycji jesteśmy ciałami obdarzonymi psychiką (duszą) lub ciałem psychicznym w swej istocie, zaś zmartwychwstanie wiąże się z transformacją naszej obecnej kondycji w ciało duchowe. W każdym jednak z tych stanów człowiek jest jednością, właśnie ciałem o określonej naturze, bądź ciałem psychicznym, bądź ciałem duchowym. Jeśli teraz jest soma psychikon, znaczy, że jest ciałem obdarzonym życiem i całą gamą funkcji psychicznych, takich jak świadomość, zdolność przeżywania emocji, podejmowania decyzji, świadomego odnoszenia się do świata, do siebie oraz – co dla Pawła fundamentalne: do Boga. Ta ostatnia zdolność jest już zalążkiem „duchowego” charakteru człowieka, który pełnię swą osiągnie w zmartwychwstaniu, czyli w przekształceniu soma psychikon w soma pneumatikon. W ciało, którego cała tożsamość będzie określona przez związek z Duchem – Rzeczywistością Boską. Nie ma pewności czy nauka apostoła Pawła była bardziej materialistyczna, związana z ciałem fizycznym czy chodziło bardziej jak na Wschodzie, o ciało psychiczne zwane także astralnym. Analizując teksty biblijne trzeba pamiętać, że nie są to precyzyjne antropologiczne traktaty, lecz – najczęściej – fragmenty mniej lub bardziej poetyckie, alegoryczne, pełne przenośni i metafor. Nie mamy zatem w Biblii żadnego teoretycznego wykładu, precyzyjnie analizującego cielesno-duchową strukturę człowieka, lecz raczej próby metaforycznego opisu ludzkiego doświadczenia siebie samego jako kogoś żywego, przeżywającego rozmaite stany emocjonalne, wolitywne i poznawcze oraz – przede wszystkim – pozostającego w związku z Bogiem. Warto pamiętać, że soma psychikon oraz nefesz odnoszą się także do zwierząt, które tak samo jak ludzie mają oddech, życie, psychikę. Zwierzęta jednak nie mają ciała duchowego (soma pneumatikon).

Dusza jako wyższa forma ciała

Całkiem możliwe, że właśnie ten niesystematyczny charakter tekstów biblijnych był jedną z przyczyn tego, że późniejsza teologia ulegała często wpływom dualistycznych greckich systemów filozoficznych, ujmując ludzkie doświadczenie siebie samego w pojęciach sugerujących dualizm duszy i ciała, a także dualizm duszy i ducha. Konceptualizacja tego typu nie jest jednak koniecznie związana z chrześcijańską doktryną, co pokazuje przykład jednego z największych teologów zachodniego chrześcijaństwa, Tomasza z Akwinu. Akwinata wypracował bowiem niedualistyczną antropologię, zgodnie z którą dusza jest formą substancjalną ciała, co znaczyło, że człowiek nie składa się z dwóch elementów: duszy i ciała. Każda forma substancjalna łączy się bowiem z tzw. materią pierwszą, czyli z pewnym podłożem zupełnie bezkształtnym, pozbawionym jakichkolwiek właściwości (w jodze to prakryti, pramateria). To właśnie forma – w przypadku człowieka: dusza – nadaje owemu bezkształtnemu podłożu tożsamość: określony zbiór cech i sposobów możliwego funkcjonowania. Innymi słowy, w perspektywie Tomasza człowiek jest ciałem – materią pierwszą, ukształtowaną przez duszę, przez boską jaźń jak mawia się na Wschodzie. Można powiedzieć, że widząc swoje ciała – to, jakie są oraz co i jak robią, co się z nimi dzieje – widzimy swoje dusze, oczywiście w aktualnym stanie projekcji, razem z licznymi obciążeniami, skutkami dawnych czynów, zapłatą za grzechy.

Ważne jednak, że w takiej perspektywie (kreślonej zarówno przez apostoła Pawła, jak i Akwinatę) ciało ludzkie nie ma charakteru jedynie materialnego. W integralny sposób obejmuje funkcje i aspekty duchowe. Duchowy (a więc nie tylko biologiczny) wymiar posiadają wszystkie aspekty cielesnego funkcjonowania człowieka – np. gesty, wyraz twarzy albo nawet funkcja, nad którą prawie nie panujemy: oddech. „Duchowe” w tym kontekście znaczy: niedające się sprowadzić do wymiaru fizycznego czy biologicznego, lecz wprowadzające człowieka w całą sieć międzyosobowych relacji, także relacji ze Źródłem, z Bogiem. Najważniejszym z tych duchowych aspektów cielesnego człowieka jest zdolność do relacji z Bogiem, Absolutem, w tradycjach indyjskich zwanym Brahmanem i symbolizowanym pradźwiękiem AUM (OM). Koncept przypomina podstawowy ideał tradycyjnej Jogi, że człowiek ma ciało energetyczne, ciało praniczne, będące czymś w rodzaju matrycy czy łona (lingamu), z którego kształtowana jest forma fizyczna naszej ludzkiej egzystencji jako projekcja oparta na złożu karmicznym, na złożu sanskar czyli ziaren karmicznych dających określone rezultaty. Oczyszczenie prana maja mana kośa (ciała pranicznego) powoduje uwolnienie od fizycznych ułomności i defektów, uwolnienie od chorób i ukształtowanie idealnej powłoki cielesnej, która zawsze jest obrazem boskiej doskonałości. Przypomina to biblijny ideał przypominający, że Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwa Boga czy Boskiej Pary (Elohim), jako Mężczyzna i Kobieta. Każdy zatem powinien poszukiwać sposobu uduchowienia i przemienienia się w Doskonałego Mężczyznę lub w Doskonałą Kobietę, odpowiednio do swojej aktywnej biologicznej płci, której w szczególności nie wolno uszkadzać jakimikolwiek kastracjami. Nie wolno bowiem niszczyć Obrazu Boga, a trzeba dążyć do jego udoskonalania.

Kartezjański rozłam

Jeśli mamy pewien kłopot z takim ujęciem, to wynika to z filozoficzno-kulturowego kontekstu, w którym chcąc nie chcąc żyjemy. Jego odległe źródła leżą w starożytnej Grecji oraz Persji, w dawnym Iranie i na Bliskim Wschodzie, lecz do obecnej jego postaci przyczynił się najbardziej siedemnastowieczny filozof, Kartezjusz. To on jest autorem słynnego stwierdzenia: „myślę, więc jestem”, chociaż równie dobrze może być odwrotnie: "Jestem więc myślę". Stwierdzenie to było dla niego jedną z podstaw rozumowania, które doprowadziło do rozróżnienia w człowieku zupełnie różnych substancji: myślącej (umysłu) i rozciągłej (ciała). Ta ostatnia zaczęła być postrzegana jako podlegająca czysto mechanicystycznym prawom i pozbawiona wszelkich cech, które łączymy z tym, co czyni nas osobami, co wiąże się z naszą podmiotową samoświadomością, co ma jakieś znaczenie czy wartość. Ciało (soma) w tej perspektywie to pewien układ mechaniczno-elektryczno-hydrauliczny, przynależny całkowicie światowi przyrody, jednak kiedy dusza wraz z oddechem opuszcza to ciało, ono definitywnie obumiera. Jeśli człowiek ma być więcej niż bytem fizyczno-biologicznym (a religie, w tym chrześcijaństwo, właśnie to głoszą), musi w nim – myślimy za Kartezjuszem – istnieć zupełnie niecielesna dusza, byt całkiem duchowy powiązany z Bogiem, z Absolutem.

Gdy ulegamy wpływom takiego myślenia, zaczynamy postrzegać dualizm psychofizyczny jako konieczny warunek prawdziwości religii, chociaż buddyzm zdaje się istnieć na koncepcji wszechobecnego ducha uważanego za samą przestrzeń albo pustkę (śunjata) czyli tę pierwotną substancję, która zostaje po usunięciu wszystkich obiektów mających kształty (formy, ciała). Wszelkie zaś rezultaty współczesnych naukowych badań, które wskazują, że ów dualizm jest trudny do utrzymania, stają się dla religii problemem lub argumentem przeciwko niej, chociaż wcale tak nie musi być. Wydaje się bowiem, że wskazanie na materialny aspekt procesów traktowanych dotąd jako duchowe – takich jak myślenie, podejmowanie decyzji, intuicje moralne – musi wiązać się z redukcją tej sfery do tego, co po prostu biologiczne, a nawet mechaniczne, chociaż z drugiej strony zanik świadomości, utrata świadomości, nawet na krótki czas jak w omdleniu, wyraźnie pokazuje, że znane funkcje duszy także zanikają. Podobny błąd popełniają tu zresztą zarówno obrońcy religii, którzy w imię „duchowości” chcieliby kwestionować wyniki naukowych badań, jak i materialistyczni redukcjoniści, którzy zakładają, że zbadanie fizycznego podłoża procesów mentalnych i psychicznych daje wyczerpującą wiedzę na temat ich natury. Teorie psychologiczne ciągle są pełne wad i uproszczeń, z jednej strony niby zostają udoskonalone, a z drugiej strony są mało skuteczne zarówno w ocenie człowieka jak i w terapii psychicznej, szczególnie jeśli rozpatrywać psychologię i psychoterapię bez uwzględniania składników transpersonalnych, ponadosobowych, duchowych.

Natomiast przyjęcie perspektywy sugerowanej przez tradycję biblijną, czy choćby przez filozoficzną wizję Akwinaty, pozwala zobaczyć wielowymiarowość człowieka bez dzielenia go na duchowy i cielesny „kawałek”. Możliwa się wówczas staje akceptacja zarówno wyników współczesnych neuronauk, jak i bogatej tradycji religijnej odkrywającej głębię (czy też wysokość) ludzkiego ducha, szczególnie w fazie przemiany duchowej soma psychikon (ciała psychicznego) w soma pneumatikon (ciało duchowe, świetliste). Religie bowiem – w tym i chrześcijaństwo – wykształciły niezwykle bogate tradycje ćwiczeń duchowych, dzięki którym możemy odkryć, jak bardzo wielopoziomowa jest rzeczywistość ludzkiego ducha i umysłu – nawet jeśli zakorzeniona jest ona i nieoddzielna od procesów biofizycznych, przynajmniej w czasie jednostkowego życia czy też fizycznej manifestacji człowieka na Ziemi. Jeśli więc można mówić o związanym z religiami dualizmie psychofizycznym, to nie tyle w sensie dualizmu substancji (duszy i ciała), co w znaczeniu wieloaspektowości ludzkiej natury, która nie jest możliwa do ujęcia wyłącznie metodami nauk empirycznych, lecz domaga się wielu perspektyw poznawczych: wzajemnie do siebie nieredukowalnych, nawet jeśli jakoś ze sobą związanych. Dobrym porównaniem wieloaspektowym jest rzutnik i obraz na ścianie, gdzie ludzka dusza jest rzutnikiem, a ciało fizyczne obrazem na planie fizycznym, w tych trzech wymiarach. Rzutnikiem jest także sam Bóg, którego projekcjami są boskie duchy, ciała duchowe, z których rzutami są ciała psychiczne, z których emanują obrazy ciał fizycznych.

Nauki katechizmu kościelnego 

Kościół katolicki nigdy nie nauczał, nie naucza, oraz pewno nie będzie nauczał że dusza ludzka i ciało funkcjonuje niezależnie. A jak naucza KK w temacie podaje aktualny katechizm KKK 365 - "365 Jedność ciała i duszy jest tak głęboka, że można uważać duszę za "formę" ciała; oznacza to, że dzięki duszy duchowej ciało utworzone z materii jest ciałem żywym i ludzkim; duch i materia w człowieku nie są dwiema połączonymi naturami, ale ich zjednoczenie tworzy jedną naturę." Niestety człowiek w efekcie owoców grzechu pierworodnego umiera. Powstaje zasadne pytanie, co wtedy dzieje się z tą duszą, która jest nieśmiertelna? KKK 366 - "366 Kościół naucza, że każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga nie jest ona "produktem" rodziców - i jest nieśmiertelna nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci i połączy się na nowo z ciałem w chwili ostatecznego zmartwychwstania." W obydwu punktach powyżej zacytowanych są jeszcze odnośniki, które odsyłają do zupełnie podstawowych dokumentów katolickiego kościoła na którym owe punkty są oparte. Każdy kto otworzy katechizm może to sprawdzić. W odniesieniu do artykułu 366, zacytujemy dwa biblijne wersety, potwierdzające prawdziwość nauki katechizmowej Mt.10.28 Jezus powiada: "(28) Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle." Ap 6.9 " (9) A gdy otworzył pieczęć piątą, ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli."

Biblia nie przez przypadek nie wyjaśniała problemu ciała, duszy i ducha dogłębnie, pozostawiając to bractwom prorockim takim jak kabalistyczne bractwo eliaszowe rozpatrujące pięć powłok duchowych, podobnie jak indyjska Joga. Nie wiemy jaka jest rzeczywistość, ale cielesność jest tak niedoskonała, zniszczalna, ulotna, obarczona licznymi irytującymi uwarunkowaniami, że z założenia nie może być trwała. Nawet Bóg obarczony cielesnością zostaje łatwo uśmiercony, zmartwychwstały natomiast potrafi przenikać przez ściany - a czyż tak zachowuje się cielesność? Nie ukrywamy, że brakuje ludziom w kościele katolickim spójnej koncepcji dotyczącej śmierci i tego, co się dzieje potem. Od osób wierzących słyszy się czasami o zmarłych, którzy "przychodzą w snach" lub "widzeniach". W XXI wieku stała się modna "Kolęda dla nieobecnych". Słyszymy w niej, że "Nieobecnych pojawią się cienie"; "są z nami choć w innej postaci". Duchy zmarłych snujące się wśród nas, to sprawia wrażenie koncepcji bliższej raczej rodzimowierstwu czy spirytyzmowi, a przecież katolicki kościół jak i całe chrześcijaństwo bardzo wiele idei przejęło z tradycyjnych takz wanych pogańskich religii i filozofii - grecka nie jest jedyna. W kościele katolickim z jednej strony niby jest prosta i spójna nauka o śmierci i życiu wiecznym i ona nie jest od wczoraj, ani przedwczoraj, tylko od setek lat. Zapisana jest w katechizmie kościoła katolickiego (KKK), który jednak co pewien czas jest aktualizowany i zmieniany. Aby sobie poczytać, trzeba otworzyć KKK na rozdziale XII pod tytułem "Wierzę w życie wieczne". Paragrafy od 1020 do Amen czyli paragrafu 1065.

Między ciałem a umysłem 

Homunculus. Czy aby na pewno w ludzkich mózgach znajduje się główna jednostka zarządzająca, neuronalne siedlisko „Ja”, jakiś szczególny obszar, który sprawuje kontrolę nad całym organizmem? Można by go sobie wyobrazić jako maleńkiego człowieczka (homunculusa), siedzącego w ludzkiej głowie i pociągającego za wszystkie sznurki, chociaż mistycy takiego człowieczka czyli duszę wielkości kciuka umiejscawiają w sercu. Gdybyśmy zajęli materialne stanowisko, przestrzega filozof Daniel Dennett, to popadlibyśmy w logiczny problem regresu w nieskończoność: musielibyśmy bowiem uznać, że nasz homunculus posiada własnego homunculusa, który pociąga za wszystkie sznurki w jego głowie. A ten następnego itd. Dennett proponuje inne wyjaśnienie zagadnienia ludzkiej osobowości, psychicznego ja i podświadomości. Nie zależy ona od jednego obszaru w mózgu (jednego homunculusa), ale olbrzymiej sieci współpracujących homunculusów (obszarów mózgu), z których każdy pełni bardzo proste funkcje. Świadomość (osobowość) wyłania się z ich współpracy. Trzeba jednak dodać, że w takim rozumieniu homunculusy są po prostu specyficznymi mechanizmami i nie ma logicznych powodów, by świadomość czy osobowość nie mogły pojawić się również w komputerze, oczywiście, jeśli nie bierzemy pod uwagę duszy czy ducha (pneuma). Pojęcie homunculusa (tzw. korowego) pojawia się także w neurobiologii. W korze somatosensorycznej i korze ruchowej znajduje się mapa całego naszego ciała – obszary reprezentujące mięśnie i powierzchnię ciała, wykorzystywane m.in. w planowaniu ruchu i przetwarzaniu bodźców dotykowych. Wielu mistyków jednak, w czasie duchowej ekstazy czuje wyraźnie wpływ sfery duchowej na głowę i mózg, niejako z góry, z kosmosu czy obszaru ponad ciałem, co uważane jest albo za wpływ aniołów z niebios albo za działanie Ducha Świętego posyłanego przez Boga.

Życie bez ciała 

Czy posiadanie ciała jest kwestią absolutnie pewną? Dla filozofa Ludwiga Wittgensteina cielesność była czymś niezaprzeczalnym i stanowiła podstawę wszelkiej wiedzy naukowej i filozoficznej. Istnieją jednak medyczne przypadki, które podają tę tezę w wątpliwość. Jednym z nich jest przypadek Christiny, pacjentki opisanej przez neurologa Olivera Sacksa, który weźmiemy jako typowy dla tego doświadczenia. Po przebyciu prostego zabiegu chirurgicznego Christina obudziła się z narkozy pozbawiona poczucia własnego ciała, pozbawiona świadomości ciała. Gdy zamykała oczy, nie była w stanie powiedzieć, gdzie znajdują się jej nogi czy głowa, a nawet czy w ogóle istnieją. Jej własne ciało stało się obce. Stała się „czystym umysłem”, traktującym swe ciało jako coś dziwacznego, martwego, jako przedmiot. Utraciła jeden z niedocenianych, bo branych za pewnik, zmysłów – propriocepcję. Jej mózg nie otrzymywał żadnych informacji z mięśni, ścięgien, stawów, ale nie oznacza to, że była sparaliżowana. Wprawdzie mogła się poruszać, ale przychodziło jej to z trudem – wyłącznie pod ścisłą kontrolą wzroku. Gdy patrzyła na swoje nogi, potrafiła stawiać kolejne kroki, ale gdy tylko odwracała wzrok, przewracała się. Ciało nie tylko pozwala nam działać w świecie, ale stanowi granicę między „jaźnią” a światem zewnętrznym. Filozofowie od dawna dyskutują, co jest podstawą naszej tożsamości osobowej – tego, że „ja to właśnie ja”. Przypadek Christiny mówi o tym wiele, a gdy oglądała swoje zdjęcia z przeszłości, powiedziała: „nie potrafię się już rozpoznać w tej pełnej gracji dziewczynie”. Komentarz Sacksa jest niezwykle wymowny: „straciła wraz ze swoim zmysłem propriocepcji fundamentalną organiczną »kotwicę« swej tożsamości”, cielesnej tożsamości. Podobne doświadczenia pojawiają się w niektórych stanach medytacyjnych i w modlitewnej ekstazie.

Eksterioryzacja 

Jeśli miał ktoś kiedyś ochotę „wyjść z siebie i stanąć obok”, niech wie, że to naprawdę jest możliwe. Doświadczenia bycia poza ciałem (ang. out-of-body experiences), zwane również eksterioryzacją, trwają najczęściej kilka sekund lub minut, ale mogą trwać nawet kilka godzin lub nawet trzy miesiące (jak u wielu joginów). Towarzyszy im poczucie rozluźnienia, znaczna zmiana obrazu własnego ciała oraz zmniejszona ilość docierających informacji sensorycznych. Badania pokazują, że nawet 15-20 procent ludzi twierdzi, że doświadczyło bycia poza własnym ciałem przynajmniej raz w życiu. Zwykle są to osoby bardziej podatne na hipnozę i wierzące głęboko w zjawiska paranormalne chociaż dla wielu doznanie bywa zaskakujące i sprzeczne z ich ordynarnym ateizmem. Zazwyczaj nie jest to związane z żadną psychopatologią, choć osoby z uszkodzeniami skrzyżowania skroniowo-ciemieniowego, podobnie jak chorzy na epilepsję, której źródło znajduje się w prawym płacie skroniowym, mają czasem nieco więcej takich doświadczeń. Elektryczna stymulacja ostatniej z tych struktur może zresztą wywołać wrażenie eksterioryzacji. Mówimy o wrażeniu, ponieważ osoby potrafiące eksterioryzować siła woli, jeśli poddane takiej stymulacji twierdzą, że ni ejest to to samo zjawisko, a jedynie podobne. Można powiedzieć, że niezależnie od okoliczności, doświadczenia takie powstają, gdy zmieniona zostanie integracja odbieranych przez zmysły informacji oraz mózgowej mapy ciała. Wówczas tworzony jest nowy obraz, który połączony zostaje z przechowywanymi w pamięci informacjami na temat otoczenia. Nie muszą być rozczarowani ci, którzy w doświadczeniach bycia poza ciałem upatrują dowodu na istnienie umysłu niezależnie od mózgu czy ciała albo wierzą w podróże ciała astralnego. Można z jednej strony zakłócać czynności mózgu mózgu i wywoływać zjawiska podobne do paranormalnych, a z drugiej strony można doświadczać istnienia niejako z drugiej strony tej rzeczywistości, ze strony zaświatów.

Umysł w ciele czy ciało w umyśle 

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu wydawało się, że najlepszą metaforą ludzkiego umysłu jest maszyna Turinga – model przetwarzającego abstrakcyjne symbole komputera, dokonującego skomplikowanych obliczeń. Obecnie wielu uczonych sądzi, że ludzki umysł jest ucieleśniony, to znaczy nasze myśli kształtowane są przez interakcje, w jakie wchodzimy z otoczeniem, poruszając się w nim i używając zmysłów. Istnieje grupa psychologów i neuronaukowców, którzy radykalnie odrzucają metaforę komputerową. Idea ucieleśnionego poznania wnosi wiele do psychologii i neuronauki. Obliczeniowa teoria umysłu od samego początku borykała się między innymi z problemem genezy pojęć. Jak to się dzieje, że rozumiemy abstrakcyjne pojęcia, takie jak „zniesmaczenie” czy „czas”. Psychologowie rozwojowi próbowali pokazać, że u dzieci znaczenie pojęć abstrakcyjnych jest nadbudowane nad konkretnymi obiektami, jakich doświadcza ciało. W końcu, już jako dorośli, odrzucamy „drabinę” ucieleśnienia i zostają tylko abstrakcyjne pojęcia. Ucieleśnione poznanie wychodzi z założenia, że mózg jest całością, współpracującą z ciałem doświadczającym świata. Nie jest tak, że abstrakcyjne pojęcia tworzone są tylko przez korę czołową czy przedczołową mózgu. Kora ruchowa, wzrokowa i słuchowa odgrywają ogromną rolę w myśleniu czy rozumieniu, niezależnie od tego czy mamy do czynienia z dzieckiem czy dorosłym. Do takiego poglądu przekonują dane empiryczne. Myślenie o młotku aktywizuje korę ruchową, a myślenie o pojęciach emocjonalnych (np. obrzydzeniu), sprawia, że aktywne są obszary emocjonalne. Nawet tak abstrakcyjne pojęcia jak „czas” czy „prawda” wiążą się z aktywizacją motorycznych struktur w ludzkich mózgach.

Upraszczając, gdy patrzymy na drzewo, aktywizuje się kora wzrokowa. Gdy tylko myślimy o drzewie, kora wzrokowa również wykazuje aktywność. Podobnie jest w przypadku wykonywania i wyobrażania sobie ruchu – kora ruchowa aktywna jest w obydwu przypadkach. Niektórzy uczeni nazywają ten proces kognitywną czy mentalną „symulacją”. Czy dzięki zachodzeniu symulacji możemy powiedzieć, że „oko umysłu” nie jest tylko pustą metaforą? Choć dobrze byłoby rozróżnić pomysły, znane już w latach siedemdziesiątych XX wieku, od współczesnej koncepcji ucieleśnionego umysłu. Jeśli chodzi o te pierwsze, żaden przyzwoity psycholog poznawczy nie wątpił w to, że gdy zadam pytanie „czy klamka za tobą znajduje się po lewej czy po prawej stronie” zaktywizują się struktury sensoryczno-motoryczne mózgu. Mówią o tym wyniki klasycznych już badań Stephena Kosslyna. Z kolei w nowoczesnym ujęciu ucieleśnienia, jakie w pracy „Perceptual symbol systems” zaproponował Lawrence Barsalou, wychodzi się poza wyobrażenia. Myśląc – np. o drzewie – nie musimy koniecznie wyobrażać sobie tego obiektu. edna z największych zagadek nauk o poznaniu dotyczy następującego problemu: dlaczego myśleniu o młotku towarzyszy aktywacja kory ruchowej? Czemu myśląc czy mówiąc o sprawiedliwości gestykulujemy – „balansujemy” rękami – co wiąże się również z aktywizacją kory ruchowej? Dla wielu psychologów takie zjawiska są efektem ubocznym. Ich zdaniem aktywacje mózgowe, o których wspomniałem, nie są czymś koniecznym, ale są efektem asocjacji, czyli kojarzenia ruchu i obrazu.

Większość ludzi ma problem z szybkim rozróżnianiem słów takich jak „wstyd” i „zamieszanie”. Aby wykonać to zadanie, trzeba przetworzyć znaczenie, „schodząc” do cielesnych podstaw pojęć. Możemy zaobserwować wówczas subtelne różnice w ekspresjach mimicznych. Z drugiej strony trochę racji mają ci, którzy sądzą, że przejawy ucieleśnienia są przypadkowe. Istnieją eksperymentalne, nieinwazyjne metody blokowania sprzężenia zwrotnego twarzy. Chodzi przede wszystkim o przezczaszkową stymulację magnetyczną (TMS). Eksperymenty wskazują, że po – czasowym i całkowicie odwracalnym – „wyłączeniu” motorycznych struktur kory mózgowej, ludzie gorzej radzą sobie z rozpoznawaniem ekspresji mimicznych. Podobny efekt osiągnąć można również wkładając ołówek między zęby. Wskazuje to na istnienie związków przyczynowych. W przypadku języka, niewątpliwie, sprawa komplikuje się, a Gregory Hickok z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine podkreśla, że pacjenci z lezjami w obszarze Brocki, który odpowiada za produkcję mowy, często osiągają bardzo dobre wyniki w testach na rozumienie. Uszkodzenie regionu Brocka nie wiąże się więc z afazją Wernickego. Nie wiadomo więc do końca w jaki sposób motoryka wiąże się z posługiwanie się językiem.

Benjamin Bergen – w książce „Louder Than Words” przekonuje, że rozumienie języka jest możliwe dzięki symulacji kognitywnej – np. rozumiemy czasownik „chwytać” dzięki aktywizacji kory motorycznej, zwłaszcza regionu, który aktywuje się wtedy, gdy rzeczywiście coś chwytamy. Hickok zarzuca mu, że język jest jednak czymś o wiele bardziej skomplikowanym. Gdy próbujemy wyjaśnić czym jest język, chodzi nam o głębokie rozumienie pojęć. Badania Hickoka są cenne, gdyż studzą zbytni entuzjazm. Wielu uczonych twierdziło „proszę, gdy słyszymy słowa, świeci się ośrodek Brocka”. Hickok słusznie zauważa, że aktywacje takie mogą być przypadkowe, a nie przyczynowe. Istnieje ponadto sporo badań pokazujących, że lezje rejonów ruchowych mózgu nie zawsze powodują pogorszenie rozumienia pojęć. Pojęcia abstrakcyjne – jak sądzą zwolennicy ucieleśnionego umysłu – nabierają znaczenia dzięki mechanizmowi metafory. W takim ujęciu, zapoczątkowanym przez George’a Lakoffa, metafora nie jest ozdobnikiem tekstu, ale ugruntowanym neuronalnie mechanizmem poznawczym, przenoszącym znaczenie z dziedzin wiążących się z interakcjami naszych ciał ze środowiskiem, na zupełnie nowe dziedziny, dopiero podlegające procesowi rozumienia. Metafory pozwalają nam myśleć o zupełnie nowych rzeczach. Budują one most pojęciowy, rozpościerający się między tym, co znane i zrozumiałe, a tym, co nowe i dopiero doświadczane. Jedną z ulubionych dziedzin badawczych Lakoffa jest polityka. Jego zdaniem zrozumienie relacji między Demokratami a Republikanami w USA opiera się na naszym rozumieniu relacji między ojcem i matką. Republikanie są jak ojciec, zaś Demokraci jak matka. Ojciec chce, aby dzieci były posłuszne i umiały dbać same o siebie, zaś matka zawsze dba o dzieci, opiekuje się nimi. Metafora ta pozwala wyprowadzać nowe wnioski. Dobrym przykładem jest polityka podatkowa: ojciec daje małe kieszonkowe i chce, żeby dziecko dobrze je zainwestowało, a mama zawsze da dodatkowe pieniądze, gdy dowie się, że nam brakło.

Lakoff nie przesadza zbytnio, gdy mówi, że metafora jest kolejnym zmysłem. To właśnie metafory pozwalają nam zrozumieć rzeczywistość, a przecież duchowość i mistyka oraz ezoteryzm, w tym biblijna kabała, opierają się o metafory, alegorie. Bez nich nie moglibyśmy doświadczać wielu wymiarów rzeczywistości, a już na pewno ujmować ich w pojęcia. Próbujemy badać metafory emocjonalne, funkcjonujące w amerykańskim dyskursie politycznym (w polskim też). Na przykład, ludzie mówią, że „są zniesmaczeni polityką”. Jest to oczywiście metafora, która przenosi strukturę znaczenia z doświadczenia przedmiotu, budzącego realne obrzydzenie, na abstrakcyjną dziedzinę, jaką jest polityka (np. podatkowa). W naszych badaniach staramy się dowiedzieć, czy ludzie przetwarzając metafory tego typu, rzeczywiście schodzą do fizjologicznego poziomu obrzydzenia. Wygląda na to, że tak! Nasze reakcje fizjologiczne, takie jak np. ekspresje mimiczne, są podobne zarówno, gdy widzimy ekskrementy, jak i gdy myślimy o „niesmacznej” polityce. Choć oczywiście w ostatnim przypadku aktywacje są znacznie słabsze. Lera Boroditsky, przeprowadziła badania nad wpływem metafor na rozumienie przestępstw. Sugerowała ona, że posługujemy się dwiema metaforami: „metaforą wirusa” lub „metaforą bestii”. Wirusa trzeba izolować, a bestię zgładzić lub okiełznać. W zależności od tego, jaką metaforę „kupiły” badane osoby, widziały one różne rozwiązania dla problemów społecznych. Co za tym idzie, przyjęcie określonej metafory wpływa na dalsze rozumowania. Sam zwrot „kupić metaforę” jest pięknym przykładem metafory.

Polityka upośledza zdolności matematyczne 

Badania Dana Kahana pokazują, że poglądy polityczne mogą upośledzić nasze zdolności matematycznego myślenia na bardzo podstawowym poziomie. Co więcej, wpływ ideologii jest tym większy, im bardziej rozwinięte zdolności matematyczne! Większość psychologów politycznych zakłada, że jeśli mimo bogactwa danych naukowych utrzymują się podziały dotyczące rozwiązań prawnych i politycznych, musi działać dodatkowy czynnik zakłócający racjonalne myślenie – ideologia. Model ten czerpie podstawy z rozwiniętej przez Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego teorii dwóch systemów przetwarzających informacje. Upraszczając, system 1 działa szybko, nieświadomie, opiera się na skojarzeniach i nie wymaga dużego wysiłku. System 2 jest znacznie wolniejszy, wymaga zasobów poznawczych i świadomego skupienia na systematycznym rozumowaniu. Oczywiście, ideologia jest wiązana z pracą systemu 1, gdyż ma dostarczać heurystyk, uproszczonych metod wnioskowania o świecie, zniekształcających obraz tego świata. Psycholodzy polityczni, tacy jak John Jost, próbują wiązać określone ideologie z konkretnymi sposobami myślenia. Promują oni również oświeceniowy sen, zgodnie z którym nauka ma rozwiązać problemy, co do których zdania ideologów i polityków są podzielone.

Badania przeprowadzone przez Dana M. Kahana, profesora prawa na amerykańskim Yale University każą jednak wątpić w możliwość realizacji takich marzeń. Kahan poprosił uczestników najpierw o odpowiedź na pytania dotyczące przekonań politycznych (głównie chodziło o poparcie dla Demokratów lub Republikanów) oraz wypełnienie standardowych testów mierzących na dziesięciostopniowej skali tzw. numeracy – wiedzę i umiejętności matematyczne oraz dyspozycję do podchodzenia do informacji ilościowych w systematyczny i logiczny sposób. Potem badani dostawali dwie tabele z danymi do interpretowania, jedną neutralna, a drugą związaną z partyjną ideologią. Najbardziej problematyczne było, jak można się domyślać, udzielenie prawidłowej odpowiedzi, jeśli dane wskazywały na odwrotną zależność, niż ta podpowiadana przez ideologię. wśród ludzi z nisko rozwiniętymi zdolnościami matematycznymi wpływ ideologii nie był wcale wysoki, zaś wzrastał on tym bardziej, im wyższy był wskaźnik numeracy – czyli bardziej wykształceni ulegali swoim prekoncepcjom silniej, jeśli akurat mieli przed sobą dane przeczące ich politycznym sympatiom. Jeśli natomiast wnioski z danych zgadzały się z zadeklarowaną opcją polityczną – procent prawidłowych odpowiedzi był podobny do tego w przypadku oceny neutralnego ideologicznie obiektu badania. W warunku konfliktu pomiędzy ideologią społeczno-polityczną a danymi, była bardzo niewielka różnica pomiędzy ilością prawidłowych odpowiedzi wśród tych z najniższymi i najwyższymi wartościami na skali numeracy. Myślenie matematyczne wydawało się być zupełnie zawieszone, niezależnie od wykształcenia, jeśli miało zaprzeczyć uprzedniemu ideologicznemu punktowi widzenia.

Podejmowanie kosztownego wysiłku intelektualnego, wątpienie we własne poglądy, potencjalna niezgoda z ludźmi z bliskiego otoczenia – jednostka musi ponieść takie koszty, by osiągnąć zysk, którym jest dotarcie do prawdy, a który przecież wcale nie jest dla niej samej bardzo cenny; przeciętny obywatel nie ryzykuje potencjalnego błędu w uchwalaniu prawa, bo prawo uchwala za niego niewielka grupa polityków. Jednocześnie ludzie mają dużo do stracenia, zarówno psychologicznie jak i materialnie – na szali może być ich pozycja i odbiór przez innych, jeśli zaczną ciągle wątpić w poglądy wyznawane w grupach społecznych, których są częściami. Należy zatem oczekiwać, że ludzie będą przejawiać tendencję do zaniedbywania danych lub ich błędnego interpretowania, jeśli są one sprzeczne z wyznawanymi poglądami. Z punktu widzenia całości społeczeństwa może to prowadzić do wysoce nieefektywnych konfliktów i błędnych decyzji, jednak dla jednostek w polityczno-ideologicznym tłumie jest to korzystne zachowanie i generuje partyjne poplecznictwo wbrew oczywistym faktom i danym.

Zdaniem Kahana, nie powinniśmy oczekiwać braku takich oszukańczych mechanizmów u tych bardziej wykształconych, racjonalnych czy ciekawych świata. Możemy oczekiwać znacznie większej polaryzacji przekonań wśród elit intelektualnych. Kahan nazywa to tezą o poznaniu chroniącym tożsamość (identity-protection cognition) i uważa, że lepiej tłumaczy ona większość różnic zdań występujących we współczesnych demokratycznych społeczeństwach niż zarysowana we wstępie teza o deficycie zrozumienia, zgodnie z którą podziały polityczne związane z interpretacją empirycznych danych są konsekwencją deficytów w zrozumieniu nauki i nadmiernego polegania na systemie 1. Niektórym z ludzi bardziej zależy na prawdzie (poprawnej interpretacji danych) niż na chronieniu swojej tożsamości, a dawni filozofowie, mistycy i mędrcy najbardziej do nich należą. Jednak wszystkie proponowane rozwiązania – edukacja mas, przesunięcie ważnych decyzji na ciała biurokratyczne i apolitycznych technokratów, zmniejszenie roli decyzji państwa – albo wywołują niezgodę, albo wcale nie odsuwają problemów związanych z ideologicznym myśleniem oraz co gorsza z błędnymi, ideologicznie motywowanymi decyzjami. Jedyne co uzyskaliśmy, to kolejny powód, dla którego warto wracać do prac Davida Hume’a, filozofa szkockiego oświecenia, którego wizja rozumu jako niewolnika uczuć i emocji jest dzisiaj ciągle potwierdzana i rozwijana przez psychologów i politologów.

Oko umysłu

Księgę VII Państwa Platon zaczyna od jednej z najsłynniejszych metafor w historii filozofii: "Zobacz! Oto ludzie są niby w podziemnym pomieszczeniu na kształt jaskini. Do groty prowadzi od góry wejście zwrócone ku światłu, szerokie na całą szerokość jaskini. W niej oni siedzą od dziecięcych lat w kajdanach; przykute mają nogi i szyje tak, że trwają na miejscu i patrzą tylko przed siebie; okowy nie pozwalają im obracać głów. Z góry i z daleka pada na nich światło ognia, który się pali za ich plecami, a pomiędzy ogniem i ludźmi przykutymi biegnie górą ścieżka, wzdłuż której widzisz murek zbudowany równolegle do niej, podobnie jak u kuglarzy przed publicznością stoi przepierzenie, nad którym oni pokazują swoje sztuczki."

Metafora jaskini stanowi opis naszych uwarunkowań poznawczych. Platon jako filozof i mistyk twierdzi, że większość z nas nie ma prawdziwej wiedzy o świecie – żyjemy złudzeniami, które przypominają cienie na ścianach jaskini. Natomiast prawdziwą wiedzę może osiągnąć tylko ten, kto dzięki wytrwałej edukacji wyrwie się z metaforycznych kajdan i wyjdzie z jaskini. Osoba taka początkowo patrzeć będzie nieprzywykłym do światła wzrokiem jedynie na odbicie słońca w wodzie, a dopiero na końcu w samo słońce – wtedy pozna prawdę.

Dla ludzi najbardziej interesujący jest fakt, że Platon opisuje proces myślenia korzystając z metafory widzenia – myślenie to „widzenie idei oczami duszy”. Metafora ta ma niewątpliwie starsze źródła niż jakakolwiek myśl filozoficzna. Dla przykładu, greckie słowo noein, które tłumaczymy jako „myśleć”, pierwotnie znaczyło „widzieć” lub 'dostrzegać. W innych językach także mówimy o myśleniu korzystając z modelu widzenia: dostrzegamy problemy, widzimy rozwiązania, idee bywają niewyraźne, a myśli jasne. Metafora myślenia jako widzenia jest sposobem, w jaki ludzie pojęciowo kształtują dyskurs o myśleniu.

Ta metafora szczególną karierę zrobiła w filozofii nowożytnej. Kartezjusz uznał „jasne i wyraźne” ujęcie pewnej idei za probierz jej prawdziwości, dla Locke’a idea – to, co można „zobaczyć” – to termin określający zbiorczo wszelkie przedmioty myśli, a korowód idei w teatrze umysłu stanowił przedmiot szczególnego zainteresowania wszystkich niemal filozofów nowożytności, od Kartezjusza do Kanta. Ten „dyskurs prywatny” był dla nich filozoficznie ważniejszy niż „dyskurs publiczny”, czyli język.

Rozmowa duszy z samą sobą

Drugą historycznie doniosłą metaforę myślenia też odnaleźć można pismach Platona. W Teajtecie Sokrates w następujący sposób wyjaśnia swojemu rozmówcy, co nazywa myśleniem: "Tylko tak mi się przedstawia dusza, kiedy rozmyśla, że niby rozmawia – sama sobie zadaje pytania i odpowiedzi daje, i mówi „tak”, i mówi „nie”. A kiedy granice pewne pociągnie – dusza czasem wolniej, czasem szybciej miarkuje – kiedy w końcu jedno i to samo powie, i już się nie waha na obie strony, uważamy to za jej sąd. Zatem ja sądzeniem nazywam mówienie, a sądem nazywam myśl, tylko nie do kogoś innego, ani głosem, tylko po cichu, do siebie samego."

Model myślenia jako rozmowy duszy z samą sobą – a zatem koncepcja, wedle której myślenie toczy się w języku – nie zyskał może takiej popularności, jak metafora myślenia jako widzenia, ale przewijał się w wielu ważnych wizjach filozoficznych. Na przykład Karl Popper uznał, że nasze próby zrozumienia świata sprowadzają się do wysuwania coraz to nowych, sformułowanych w języku hipotez i prób ich obalania. W takim ujęciu „podstawową jednostką” myślenia jest zdanie czy teoria, a nie pojęcie czy idea, która można by jakoś „zobaczyć” oczami duszy. Uważamy, że błędem byłoby zapytać: która z tych metafor, myślenie jako widzenie, czy myślenie jako rozmowa duszy z samą sobą, jest prawdziwa bądź choćby bliższa prawdy. Gdy spojrzymy na historię filozofii, zmuszeni będziemy uznać, że oba ujęcia – tak pięknie zobrazowane przez Platona – okazały się równie i zaskakująco trwałe. Zapytać trzeba zatem raczej, dlaczego tak się stało; wyjaśnienia domaga się sam fakt, że myślenie ujmować można na dwa różne, wzajemnie nieprzystające sposoby.

Biblijna kabała o pięciu stopniach duszy 

Kabbalah - mistyczna i ezoteryczna tradycja biblijna judaizmu najczęściej omawia trzy stopnie czy ciała duszy: nefesz, ru'ach, i neszamah. Nefesz (נפש) obecna jest w każdym człowieku i zwierzęciu, związana jest z oddechem i krwią, jest powodem narodzin, wchodzi w ciało fizyczne w czasie narodzin wraz z pierwszym wdechem. Nefesz jest źródeł fizycznej i psychicznej natury człowieka, owym łonem czy matrycą soma psychikon. Nefesz to rodzaj duszy zwierzęcej człowieka, związany z instynktami. Ruach (רוח) to wyższy rodzaj duszy jaki rozwija się z czasem wzrostu i rozwoju duchowego człowieka, głównie poprzez praktyki moralne, naukę odróżniania dobra od zła, światła od ciemności, śmiertelnego od nieśmiertelnego. Jest to dusza średnia, rodzaj ducha ludzkiego, a częścią rozwoju ru'ach jest nabieranie cnót moralnych, rozwijanie boskich cech i właściwości, doskonale znanych także z hezychazmu, gnozy czy sufizmu. Rozwój ruach kulminuje w stadium Ruach ha-Kodesz (רוח הקודש), w Duchu Świętości, w otrzymaniu Ducha Świętego jako zalążka życia duchowego i dalszej drogi do świętości, ze szczególnym darem takim jak prorokowanie.

Neszamah (נשמה) to naddusza lub super dusza, wyższa dusza, wyższa jaźń. Neszamah oddziela Człowieka od wszystkich innych rodzajów stworzeń, w szczególności stawiając ponad zwierzętami i człekozwierzami (mającymi samą nefesz). Neszamah czyni z ludzkiej istoty rodzaj uduchowionego nadczłowieka wiodącego życie nadprzyrodzone. Głęboka świadomość życia pośmiertnego, silny intelektualnie umysł mądrościowy, połączenie serca i umysłu, obudzenie rozumu. Przebudzona jest silna świadomość Boga, Absolutu, a także poczucie obecności Boga, Stwórcy. Neshamah Yeseira to naddusza szabatowa, kultywująca nie tylko święty dzień sobotni, ale doświadczająca stanu szabatu, stanu dnia siódmego razem z Bogiem, stan wyższej duszy w nieustannym odpocznieniu szabatowym. Neshamah Kedosha to stan wyższej duszy ucieleśniającej idealne wypełnianie wszystkich przykazań Świętej Tory, spontaniczne stosowanie się do zasad i reguł objawienia Bożego w rozumieniu kabalistycznym.

W kabalistycznej Raaya Meheimna, w częściach odnoszących się do Zoharu, omawiane jest czwarte i piąte stadium duszy zwane odpowiednio jako chayyah (chajjah) i yehidah (jehidah) - po raz pierwszy wspomniane w Midrash Rabbah. Wspomniane są przez kabalistycznych mistyków biblijnych jako wysublimowane stany intuicyjnego poznawania dostępne tylko nielicznym istotom ludzkim wybranym przez Boga do wyższych celów. Chajjah i Jehidah nie wstępują w cielesne ludzkie ciało, stąd poświęca się im mniejszą uwagę w pismach mistycznych tradycji inicjacyjnej jaką jest kabbalah, w tym takich jak księga Zohar. Chayyah (חיה) to taka część duszy czy taki rdzeń duszy, wyższa postać duszy, która posiada świadomość boskiego życia, świadomość życia i śmierci, zdolność odbierania życia oraz zdolność wskrzeszania zmarłych do życia, zdolność usuwania duszy z ciała jak i zdolność przywoływania duszy do ciała celem jej dalszego życia w cielesnej formie. Charyzmat uśmiercania i wskrzeszania oraz zdolnośc prawdziwego, potwierdzającego się przepowiadania śmierci ludzi, a nawet całych pokoleń to atrybut duszy chajjah.

Yehidah (יחידה) to dusza na najwyższym duchowym planie istnienia, w pełnej jedności z Bogiem, dusza w pełnej mistycznej unii z Bogiem, coś jak ucieleśniony Duch Święty, Żywa Osoba Boga na Ziemi.

Pięć poziomów duszy 

Nefesz jest terminem wieloznacznym w Biblii Hebrajskiej. Słowo nefesz tłumaczone jest na polski jako „dusza”, ale zdecydowanie nie jest to tłumaczenie precyzyjne, jest zbyt daleko posuniętym uproszczeniem. Bo nefesz to tylko – między innymi – jeden z aspektów duszy (Bereszit Raba 14:9). Jest to wymiar, w którym całkowicie dominuje witalność, w zasadzie identyczna z witalnością wszystkich istot żywych. Nefesz to esencja życia, która sprawia, że każde żywe stworzenie pragnie w sposób instynktowny kontynuować swoje życie, że chce trwać – żyjąc, że odbywają się w nim ciągłe procesy przemiany materii. Nefesz odpowiada więc np. za kiełkowanie nasion, za ucieczkę ptaka przed drapieżnikiem i za pogoń drapieżnika za ptakiem, za rykowisko jeleni i za to, że człowiek dąży do zdobycia jedzenia i napoju oraz że jego organizm potrafi je przetworzyć. Nefesz to wymiar biologicznego istnienia, ale to także samo istnienie – dlatego człowiek nie tyle „ma” nefesz, ile jest nefesz.

Drugim wymiarem człowieka jest – w wyraźnym kontraście do pozbawionych go innych istot żywych (zwierząt i roślin) – jego obszar emocjonalny to ruach i intelektualny – neszama (naszamah). Ruach wyraża się emocjami: ambicją, żądzą, pragnieniem, zazdrością, zawiścią, współczuciem, litością itd. Neszama rządzi intelektem i do pewnego stopnia duchowością – potrafi bowiem kontrolować żądze i inne emocje. Tradycyjnie za „miejsce przebywania” nefesz uznawana jest wątroba (brzuch), ruach – serce, pierś, neszamy – mózg, głowa.  Dopiero te trzy elementy – nefesz, ruach i neszama w pełni się przebudzą i uaktywnią, rozwiną – składają się na wyjątkowy twór, którym jest dusza człowieka w takim rozumieniu, w jakim słowo „dusza” funkcjonuje w języku polskim czy angielskim. Dusza (ang. Soul), czyli to, co odróżnia go od innych żywych istot, których istnienie rozgrywa się wyłącznie w obszarze nefesz. Elementy te pozostają ze sobą w trwałym związku i w stałych zależnościach: nefesz może ulegać wpływowi ruach (emocje mogą wywoływać reakcje ciała), a samo ruach musi być wysubtelnione, oczyszczone z niższych żądz. Z kolei neszama ma możliwość oddziaływania na ruach (emocje daje się poskramiać). Wszystkie te trzy elementy są istotne, jakkolwiek neszama stoi w ich hierarchii najwyżej. Nefesz jest motorem życia fizycznego. Ruach decyduje o emocjonalnej osobowości konkretnego człowieka. Neszama definiuje wyjątkowość intelektualną i duchową.

Bóg stwarzający pierwszego człowieka (Bereszit 2:7) bywa porównywany do szklarza, który siłą swoich płuc kształtuje szklane naczynie. Jego boski oddech (neszama) opuszcza Jego wargi, przemieszcza się jako wiatr – prąd powietrza (ruach) i wypełnia powietrzem (nefesz, siłą witalną) – naczynie („Ukształtował go z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza duszę życia”). Neszama jest więc najbliżej Boga (wydobywa się z Jego ust), podczas gdy nefesz uruchamia funkcjonowanie ludzkiego organizmu, z którym jest złączony w procesie biologicznego istnienia. Ruach znajduje się pomiędzy nimi – wiążąc człowieka z jego duchowym źródłem. Neszama zarządza myślą czy ideałami, ruach – przede wszystkim mową, słowem, modlitwą, nefesz – fizycznymi działaniami. Wszystkie istoty żywe poza człowiekiem zostały stworzone poprzez oświadczenie Boga „niech ziemia wyda” [„Bóg zechciał, aby ziemia wydała żywe istoty zgodne z ich gatunkami” (Bereszit 1:24)] („ziemia wyda” może być współcześnie odczytywane jako sygnał na temat ewolucji), natomiast człowiek został stworzony w inny sposób: „Stworzył Bóg człowieka według Swojej istoty” (Bereszit 1:27) i tylko człowiek otrzymał duszę: „I Bóg nadał kształt człowiekowi. Ukształtował go z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza duszę życia. I człowiek stał się mówiącą istotą” (Bereszit 2:7).

Raszi zauważa, że tylko człowiek został stworzony z dwóch składników: z prochu ziemi (materii) i z elementu duchowego. Stopień bliskości z Bogiem (Eloah, El) powiązany jest z poziomem neszamy. Neszama to najbardziej przynależny Bogu składnik duszy, który po śmierci wraca do Boga. Aby dotrzeć do Boga, trzeba odbyć drogę odwrotną, niż odbywało Boskie tchnienie. Tak jak każda istota żywa, człowiek najpierw zdominowany jest przez nefesz (czysto biologiczną chęć istnienia, sprawy życiowe). Jeżeli rozwija w sobie ruach – właśnie ten wymiar staje się dominujący w jego życiu i przybliża go do Boga (Eloah, El). Gdy następnie postępuje etycznie i w coraz pełniejszej zgodzie z nakazami Boga – dba o neszamę i przybliża się nią do Boga jeszcze bardziej. Końcowym etapem tej drogi jest otrzymanie „duszy dusz”. Ta dusza wyższego poziomu to chaja (chajjah). Siły duchowe, które skupiają się w człowieku, tworząc jego istotę (nefesz, ruach i neszama), to nie wszystko duchowe, co dotyczy istoty ludzkiej. One tworzą jedynie "or hapnimi", czyli ludzkie światło wewnętrzne. Poza nim istnieje jeszcze "or hamakif", czyli światło zewnętrzne wobec człowieka, ale z nim powiązane. Podczas gdy chaja (chajjah) decyduje o wolnej woli i wierze, a jej światło pochodzi z Chochma (mądrości), jechida – jest jeszcze wyższym poziomem, na którym człowiek odnajduje wewnętrzne połączenie z Bogiem, niedostępne żadnym innym istotom, i jej światło wydobywa się z Keter (korony).

Mędrcy określali duszę człowieka pięcioma imionami: nefesz, ruach, neszama, chaja i jechida. Nazwy te odpowiadają pięciu poziomom i wymiarom duszy, odpowiednio coraz wyższym duchowym wtajemniczeniom czy stadiom rozwoju. Nefesz jest motorem życia fizycznego, dusza związaną z oddechem, krwią i życiem. Ruach – decyduje o emocjonalnej osobowości człowieka, szczególnie o jego cnotach i cechach moralno-duchowych. Neszama – definiuje wyjątkowość intelektualną, zdolność pojmowania i doświadczania Boga. Chaja – decyduje o wolnej woli i wierze, posiada zdolność uzdrawiania jak i uśmiercania. Jechida – jest poziomem, na którym człowiek odnajduje świadomie wewnętrzne połączenie z Bogiem, niedostępne żadnym innym istotom – nawet aniołom, jeśli nie osiągnęły stadium wyższych niebiańskich istot, archaniołów, ofanim, serafinów czy cherubinów.

Rozwój pragnień człowieka 

Rozwój ludzkości od samego początku do dnia dzisiejszego, to rozwój i realizacja różnych poziomów pragnień. To właśnie pragnienia i poszukiwanie możliwości ich realizacji określa poziom rozwoju cywilizacji, i w ogóle wszystkiego, co nazywamy rozwojem naukowym i technologicznym. Pragnienia zmieniają się i dzięki temu człowiek coraz bardziej się rozwija - stawiane są przed nim coraz to nowe cele, które wymagają wysiłku. Kabała wyróżnia pięć poziomów rozwoju pragnień człowieka, podobnie zresztą jak wiele szkół duchowych z Bliskiego Wschodu, Iranu czy Indii (Joga). W uproszczeniu, pięć poziomów pragnień przedstawia się następująco:

1. Pierwszy poziom rozwoju pragnień: seks, jedzenie (instynkty);
2. Drugi poziom rozwoju pragnień: dążenie do bogactwa (gromadzenie majątku);
3. Trzeci poziom rozwoju pragnień: dążenie do władzy i sławy (władcze ego);
4. Czwarty poziom rozwoju pragnień: dążenie do wiedzy, nauki i mądrości;
5. Piąty poziom rozwoju pragnień: dążenie do przyjemności duchowej (forma rozkoszy nie znajduje się w naszym świecie).

Cztery pierwsze poziomy w Kabale nazywane są pragnieniami ludzkiego sercem i są to pragnienia świata fizycznego, które odpowiadają naszym fizycznym zmysłom: wzrokowi, słuchowi, węchowi, smakowi i dotykowi. Piąty poziom pragnień nazywany jest punktem w sercu. Pierwszy poziom pragnień, to poziom zwierzęcy, dlatego, że posiada je również świat zwierząt. Nawet znajdując się w pełnej izolacji, człowiek odczuwa pragnienie spożywania pokarmu i pragnienie rozmnażania się, tj. seksu (jedzenie i picie, spanie i kopulowanie). Poziomy 2, 3 i 4 to poziom ludzki i społeczny, ponieważ do realizacji tych poziomów pragnień człowiek musi znajdować się w społeczeństwie.

Od urodzenia człowiek przechodzi przez etapy rozwoju czterech pierwszych poziomów pragnień, jednak nie trudno zauważyć, że realizacja tych pragnień nie przynosi człowiekowi pełnej rozkoszy i satysfakcji. Dzieje się tak dlatego, że pierwotne nieuświadomione dążenie człowieka, jego cel, leży poza granicami tego świata. Pragnienie rozwoju duchowego, tj. piąty poziom pragnień, człowiek otrzymuje z góry jako dar od Boga i musi uważać aby tego daru nie zmarnować. To pragnienie nie pochodzi od przyrody, jak pragnienie zwierzęce, nie jest to instynkt. Pragnienie duchowości, tęsknota do Boga, nie podlega rozwojowi, tak jak pragnienia ludzkie rozwijają się pod wpływem społeczeństwa. Piąty poziom pragnień Kabała nazywa pragnieniem duchowego światła, albo duszą człowieka.

Przedmiotem badań Kabały jest konstrukcja duchowa nazywana wspólną duszą. Ta konstrukcja składa się z 600.000 części, a każda z części dzieli się na liczne pod-elementy. Te pod-elementy są umieszczane wewnątrz ziemskich pragnień (4 pierwsze poziomy). Stwórcą (lub Twórcą) Kabała nazywa siłę kierującą Światem, włączającą w siebie zarówno główną siłę, jak i "mechanizmy" sterujące Światem. Celem człowieka jest realizacja piątego poziomu pragnień, napełnienie jego do nieskończoności. Nie zrealizowanie tego celu prowadzi do ponownego urodzenia się na Ziemi. Każde kolejne pokolenie, to te pierwotne 600.000 dusz rozbite na coraz mniejsze części, rozwijający swoje pragnienia w ziemskim życiu, aż nie napełnią się wyższym światłem.

Większość ludzi nie odczuwa pragnienia piątego poziomu, nie ma dążeń duchowych, nie ma aspiracji ku niebiańskim rozkoszom duchowym. Wszystkie posiadane przez nich pragnienia są możliwe do zrealizowania za pomocą pięciu fizycznych zmysłów. Oznacza to po prostu, że dusze przebywające w ich ciałach nie rozwinęły jeszcze piątego poziomu pragnień, duchowej tęsknoty. Pragnienie duchowe jest dla większości ludzi nowe oraz niezrozumiałe i dopiero zaczyna pojawiać się wśród ludzi. Dusze z rozwiniętym piątym poziomem pragnień starają się początkowo szukać napełnienia w ziemskich pragnieniach, tak ja i reszta, lecz szybko okazuje się, że realizacja tych pragnień nie daje spełnienia. Seks i jedzenie, bogactwo, sława, władza - to wszystko jest postrzegane przez takich ludzi w zupełnie inny sposób, jak gra, jak coś przemijalnego, jak coś nie dającego trwałego napełnienia ani spełnienia. Człowiek mający w sobie pragnienie duchowości bierze udział w tej "grze", często nawet dochodzi do wielkiej sławy, bogactwa i władzy, jednak nie czuje w tym napełnienia, a rozkosz znika wraz z realizacją pragnień. Zdaje sobie potem sprawę, że nie jest w stanie napełnić się ziemnymi rozkoszami i następuje pustka i najczęściej poszukiwanie źródła napełnienia piątego poziomu pragnień, co jest początkiem ścieżki duchowego rozwoju.

Poszukiwanie duchowe też nie jest prostą drogą do Kabały, zazwyczaj to pragnienie musi dojrzeć, czemu towarzyszy wewnętrzny dyskomfort, zagubienie, próby praktyk ezoterycznych, dziwaczne sekty, często upadek w narkotyki czy alkoholizm. Nie jest to trwałe napełnienie tego pragnienia, często degradacja z powodu błędnego kierunku poszukiwań. Aż w końcu dojrzałe pragnienie samo znajduje drogę do realizacji i przyprowadza człowieka "przypadkiem" do zajęć i praktyk z Kabałą czy podobnym treningiem duchowym i hermetycznym. Kabaliści otrzymujący napełnienie z metodyki kabalistycznej (kaballah - z hebr. oznacza "otrzymywanie") nazywają to, co ich napełnia wyższym światłem, lub po hebrajsku OR. Prawdziwy rozwój duchowy to Ścieżka Światłości, niebiański duchowy rozwój poprzez napełnianie się Światłem Bożym.

Odwiedź stronę Wiedzy Duchowej i Ezoterycznej na portalu społecznościowym Facebook: 

https://www.facebook.com/Hridaya.Wiedza.Ezoteryczna/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz